Witajcie.. !! Możecie mnie zabić !! Wybaczcie , że tak długo nie pisałam.. !! Przyznam się iż nie miałam czasu , ale w końcu znalzłam i dokończyłam ten rozdział.
Nie wiem jak wy , ale sama nie wiem czy być zadowolonym z tego rozdziału.
Z jedenej strony mi się podoba , a z drugiej czegoś brakuje , tylko nie wiem czego .. Nie wpadłam na to. Mam nadzieję , że się wam spodoba.
Wyraźcie swoje myśli w wielu komentarzach.
( Tylko proszę nie spamować ;D )
_____________________________
- Nie !! - krzyknęłam – Przestań , proszę – błagałam o litość.
Lucyfer
odwrócił się w moim kierunku. Przekręcił głowę w bok i
spojrzał na mnie sceptycznie.
- Skoro prosisz , kochanie . Co powiesz na to ?? Jak będziesz robić co ci każę to jego zostawię , bo widzę , że twoja miłość do niego jest bardzo głęboka. Nawet sama nie możesz tego opanować. I to samo mogę powiedzieć o nim.
- Zrobię wszystko – łzy mi popłynęły z oczu.
- Pięknie – klasnął w dłonie.
- Nie , Mel , nawet się nie waż. Nic mi nie będzie. Przyślą posiłki. Uratują nas. Nie poświęcaj.
- Zamknij się – uderzył go tak mocno w twarz , że zemdlał.
- Zostaw go ...
- Ci..!! - przyłożył mi palce do ust. A ja go ugryzłam.
Odsunął
rękę – Ała.. - powiedział z uśmiechem.
- Wszystko cię bawi ..?
- Nie...
***
Jakiś
czas później. Lucyfer męczył mnie , bił , próbował
uzyskać ode mnie zgodę , ale nie chciałam i chcieć nie będę.
Gdy
już widział , że jestem nie ugięta i tak wymęczona , że ledwo
siedzę to poszedł i dał mi spokój.
Patrzyłam
na nieprzytomnego anioła ze łzami w oczach.
- Eric , obudź się. Musisz coś zrobić . - wypłakałam.
- Eric !! powiedziałam najgłośniej jak mogłam. Poruszył się lekko.
Podniósł
głowę i spojrzał w moją stronę.
Warknął
głośno jak zwierzę.
Sapnęłam.
- Zabiję go !! Niech tylko tu przyjdzie. - wykrzyczał.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Żadne spokojnie.
Anioł
próbował się uspokoić. Oddychał ciężko. Nagle jego ręce
się zaświeciły.
Patrzyłam
z szeroko otwartymi oczami.
Liny
zaczęły się przepalać. Po chwili napiął mięśnie i liny urwały
się z lekkim trzaskiem.
W
mgnieniu oka podbiegł do mnie i urwał liny.
- Och , kochanie , co oni ci zrobił – pocałował mnie w czoło i wziął na ręce.Objęłam go za szyję. Wtuliłam się w niego.
- Aż tak źle jest – parsknął śmiechem.
- Hej.. - walnęłam go lekko. Bo na więcej nie miałam siły.
- Zabierajmy się stąd. Uwolnijmy resztę.
- Ok. - wyszeptałam i zalała mnie ciemność.
****
[Eric]
Niosłem
nieprzytomną Mel. Była jak szmaciana lalka w moich ramionach. Muszę
się nią nacieszyć , bo długo z nią pewnie nie zostanę jak w
rządzie się dowiedzą o nas.
Szedłem
najciszej jak się da. Rozglądałem się uważnie by nie wpaść na
jakiegoś demonicznego strażnika.
No i
jak zwykle .. Jakby to nie było za rogu wyszedł jeden z nich. Gdy
mnie zobaczył to ruszył biegiem w moją stronę. Położyłem Mel
na podłodze i zręcznym ruchem wyjąłem anielski sztylet.
Też
miał anielski sztylet. Odbierał moje ataki , ale w pewnej chwili
zamiast odbierać ataki to schyliłem się i kopniakiem podciąłem
mu nogi . Upadł na ziemię , a ja wbiłem sztylet w jego serce.
Demon
zaświecił się pomarańczowym światłem i zniknął.
Ponownie
wziąłem dziewczynę na ręce i biegłem w stronę cel by uwolnić
resztę.
Nagle
za rogu wyszedł Ian i reszta.
- Dzięki Bogu – powiedział gdy mnie zobaczył.
- Jak się wydostaliście ??
Zobaczyłem
za jego ramieniem Gabriela i całą anielską straż.
Czułem
, że coś się święci. Może i teraz nam pomogą , ale później
będą niezłe kłopoty.
Miałem
w głowie najgorsze myśli.
Spojrzałem
na nieprzytomną Mel w moich ramionach.
- Nic wam nie jest – zapytał mnie głębokim głosem Gabriel
- Nic , Panie – ukłoniłem się lekko. Tego wymagało ode mnie prawo.
- Wynosimy się.
Z jego
ramion wystrzeliła struga światła , która zatoczyła się
wokoło nas jak węże. Przymknąłem oczy. Kiedy znowu otworzyłem
oczy staliśmy w salonie w domu Mel.
Gabriel
zniknął wraz zresztą strażników .
- Mel !! - usłyszeliśmy krzyki jej rodziców i Wandy.
Wanda
podbiegła do przyjaciółki i jej rodzice również.
- Nic jej nie jest . Po prostu jest nieprzytomna. - powiedziałem.
- Dziękuję – powiedziała uradowana jej matka i pocałowała mnie czoło. - Jesteśmy twoimi dłużnikami.
- Wiem , ale powinniście powiedzieć jej prawdę.
- Powiemy – powiedział jej ojciec.
- Jaką prawdę ?? spytała Wanda.
Każdy
ją zignorował .
- Zaniosę ją na górę i posiedzę z nią.
Pokiwali
głowami.
[
Wanda ]
Eric
zaniósł Mel do jej pokoju. Rodzice jej poszli na ganek
posiedzieć i porozmawiać w spokoju.
W
pokoju byłam tylko ja i Ian , bo Jess i Jake też się gdzieś
ulotnili.
- Dlaczego nie chciałeś mnie wziąć ??
Spojrzał
na mnie i nie odezwał się.
- Powiedz coś.
- Co mam powiedzieć – warknął – Wiem , co chcesz usłyszeć. Choć to prawda , nie dojdzie do tego. Słyszysz..
Łzy
mi poleciały.
- Nie płacz. To wszystko jest popierdolone ostro. Słuchaj , Eric powiedział jej to. Wszystko i teraz zapłaci najwyższą cenę. Ja nie będę popełniać tego samego błędu co on.
- Masz na myśli , że ją ko .. - nie dokończyłam , bo zasłonił mi usta ręką.
- Nie mów tego , Wanda. Do tego między nami nie dojdzie.
- Ah , tak..
- Nie rób tej miny , serce mi się kraja jak ją widzę.
- To powiedz mi to. Wiem , że to prawda.
- Nie.
- Dlaczego ?
- Bo nie.
- Czemu ??
- Eric będzie musiał od niej odejść , dlatego jest tam – wskazał ręką w stronę sufitu – A nie tu. Ja tego nie zrobię. Potrzebuję cię..
- Daj mi spokój – powiedziałam ze łzami w oczach i wybiegłam z pokoju.
***
[Melanie]
Obudziłam
się wielkim bólem głowy. Czułam się jakby miała zaraz
eksplodować. Co się właściwie stało ??
Myślałam
chwilę..
Ah ,
tak .. Zasadzka , atak , tortury, ratunek.
Otworzyłam
oczy. Eric spał na fotelu przysuniętym do mojego łóżka.
Pewnie
nie było mu wygodnie. Też jest nieźle poobijany.
Eric
mnie kocha.
A ja
jego.
Nigdy
czegoś takiego nie czułam.
Ale co
teraz..??
Złapałam
anioła za rękę i lekko ścisnęłam. Nadal był brudny , miał
nieopatrzone rany. Chyba mnie nie odstępował ani na krok.
Drgnął
i podniósł głowę. Spojrzał zaspanymi oczami , ale zaraz
się ocucił .
- Dobrze się czujesz ? Spytał bez ogródek.
- Lepiej. Ale nadal wszystko boli. A jak ty się czujesz ?
- Mną się nie przejmuj.
- Och , przestań. Nie rób z siebie takiego bohatera. Każdy ma jakieś granice. Nawet ty.
- Dla mnie to już bez różnicy.
- O czym mówisz ?? - dźwignęłam się do pozycji siedzącej.
- Kiedy byłaś nieprzytomna dostałem rozkaz stawienia się na procesie.
- Jakim procesie ??
- Sądowym , który ma udowodnić czy złamałem prawo.
- Czyli mogą cię skazać za to co czujesz.
Kiwnął
głową. Uśmiechnął się smutno.
- Nie !! Nie pozwolę na to. Idę z tobą. Spróbuje z nimi porozmawiać.
- Nie będę cię słuchać.
- Chociaż możemy spróbować.
Spojrzał
na zmartwiony . Wiedziałam już , że wygrałam tę bitwę z nim.
Wiedziałam
, że zrobi dla mnie wszystko.
Ale
nie sądziłam , że jestem tego warta.
- Mel , nawet jeżeli cię posłuchają to wiele tym nie ugramy. Już na 100 % będę ukarany za bratanie się z człowiekiem , mogę też dostać zarzut wyruszenia w pojedynkę na wielkiego wroga , a prawo mówi iż trzeba niezwłocznie zwrócić się o pomoc do innych.
- To błahostki. Ale może cię nie ukarzą jak dowiedzą się kim jestem , przecież Lucyfer powiedział...
- Mel , w żadnym wypadku nie można im tego powiedzieć rozumiesz , poza tym nie mamy pewności czy nie kłamał..
- A jak mówił prawdę..
- To cię zabiją Mel.. Słyszysz zabiją.
- Co ?? patrzyłam przerażona na niego.
- Jeżeli Lucyfer mówił prawdę to jesteś Nefilim czyli dziecko człowieka i Anioła. Od kilkuset lat jest zakazane rodzenie takich dzieci i dlatego też bratanie ludzi w sensie miłości jest zabronie.
- Dlaczego ??
- 1200 p.n.e. był czas , że anioły wiązały się ludźmi i nic nie było w tym złego , ale jeden z tych Nefilim o imieniu Aleksander , któremu nie podobało się , iż muszą przestrzegać anielskiego prawa. Nie tylko jemu się to nie podobało. Zebrał zwolenników i wyruszyli z wojną na anioły. Wielu zginęło. W tym córka Gabriela i syn , który to wszystko zaczął. Aleksander. Od tamtego czasu prawo stało się o wiele bardziej surowe. Wcześniej tak nie było.
- To jakaś paranoja.
- Wiem. Nie pozwolę cię zabić. Nigdy.
- No dobrze. To powiedzmy że jestem Nefilim to od której strony.
- Nie wiem. Musisz się zapytać swoich rodziców.
- Och , daj spokój. Od teraz ich w ogóle nie uważam za rodziców.
- Nie wiem co mam sądzić na ten temat.
*****
Długo
siedziałam sama w pokoju . Potrzebowałam samotności. Poprosiłam
Erica by zostawił mnie samą. Miał opory , ale się zgodził.
Myślałam
o tym wszystkim. Bałam się i jednocześnie byłam wściekła na
moich „rodziców” za to , że nie powiedzieli mi prawdy.
O ,
nie.. Muszę to z siebie wyrzucić.
Wstałam
z łóżka i ruszyłam na dół.
Kipiałam
ze złości.
Wpadałam
do salonu jak burza.
Wszyscy
tam byli. Wanda , Ian , Eric , Jess , Jake oraz „rodzice”.
Łzy
poleciały mi ze złości.
- Dlaczego ??
Nikt
nie wiedział o co mi chodzi.
- Którego z was jestem dzieckiem o ile jestem któregoś z was ...
- Jesteś moja – powiedziała moja matka i wstała z kanapy i ruszyła w moja stronę.Robiłam kroki w tył.Zatrzymała się z łzami w oczach.Reszta się przyglądała całej sytuacji
- Kto jest moim prawdziwym ojcem – spojrzałam na tatę. Uśmiechnął się smutno.
- Twoim ojcem jest..